Kilka słów o ostrzeniu
Przychodzi taki moment w życiu każdego użytkownika noża, kiedy jego ulubione narzędzie się stępi i nie będzie już z taka łatwością płynęło przez kartkę papieru, warzywa czy pieczywo. W tym wypadku właśnie przychodzi nam ostrzałka, która we wprawnych rękach doprowadzi klingę po raz kolejny do fabrycznej (lub nawet jeszcze lepszej) ostrości.
Truizmem jest powiedzenie, że najlepszy nóż to nóż ostry, jednak kiedy zakończyć ostrzenie i zadowolić się uzyskanym rezultatem? Dla jednych zadowalająca ostrość to taka, która pozwala przeciąć kartkę papieru, dla innych nóż musi obowiązkowo golić włosy z przedramienia, a tak naprawdę wszystko zależy od rozmiarów noża i jego przeznaczenia.
Większe noże ogólnego użytku np. na biwak, które w swoim spektrum zastosowania maja zarówno rąbanie drewna, jak i cięcie twardych materiałów, nie muszą być ostrzone na wzór chirurgicznego skalpela – pamiętajmy, że im nóż jest ostrzejszy, tym łatwiej o zawinięcie czy wyszczerbienie krawędzi tnącej, ponadto tzw. mikroząbki pozostałe po procesie ostrzenia na kamieniach lub ceramice o wyższej ziarnistości zapewniają agresywniejsze cięcie (choć mniej sprawdzą się przy precyzyjnych pracach).
Zaś przy mniejszych nożach do noszenia na co dzień, które na swej drodze spotykają przede wszystkim koperty i produkty spożywcze, jak znalazł będzie naostrzona na lustro krawędź tnąca, być może nie tak wytrzymała, jak opisana wcześniej, ale doskonale dająca sobie radę przy tych nie ekstremalnych zadaniach. Podczas, gdy mikroząbki działają jak miniaturowa piłka – rozrywając, nóż naostrzony na gładszej powierzchni ostrzałki tnie znacznie subtelniej.
Dylematem może być też kąt nachylenia do siebie krawędzi tnącej. Generalnie uważa się, że 40 stopniowe nachylenie zapewnia stosowny kompromis pomiędzy wytrzymałością ostrza, a jego zdolnością do cięcia. 30 stopniowy kąt stosuje się w nożach do cięcia w sensie stricto, takie ostrze jest jednak bardziej wrażliwe na naprężenia poprzeczne i jest po prostu mniej wytrzymałe. Dla kontrastu 60 stopniowe nachylenie do siebie krawędzi tnących zapewnia sporą wytrzymałość ostrza kosztem właściwości tnących, a więc coś za coś…
Wracając jednak do tematu ostrzałek, generalnie podzielić je możemy na dwa typy. Ostrzałki, które na potrzeby tego artykułu pozwoliłem sobie nazwać typu V – najcześciej wykonane z ceramiki, jak na przykład Spyderco Tri-Angle lub kieszonkowe firmy Lansky. Ich najważniejszą zaletą jest to, że pozwalają szybko i sprawnie naostrzyć nóż nawet w rękach nowicjusza. Podczas ostrzenia trzymamy klingę pionowo – równolegle do ziemi – w taki sposób o wiele łatwiej zachować wymagany, stały kąt nachylenia do ostrzałki. Taka np. Tri Angle nie bez przyczyny ma opinię jednej z najlepszych na rynku, pozwala naostrzyć nóż szybko i pewnie. Wadą tego rozwiązania jest niestety wysoka cena oraz konieczność wyprowadzania krawędzi tnącej pod kątem narzuconym przez producenta ostrzałki (co w niektórym przypadku może skończyć się mozolnym przeprofilowywaniem).
Ostrzenie w tym przypadku przebiega bardzo prosto, przeciągamy ostrzem raz z jednej raz z drugiej strony po ceramice aż do uzyskania zadowalającej nas ostrości. Nauka tej czynności trwa krótko i przy odrobinie wprawy mozna ostrzyć szybko i skutecznie niemal wszystko.
Drugim typem ostrzałek, są płaskie kamienie np. Arkansas lub niektóre z ostrzałek firmy Gerber. W tym przypadku ostrzenie wymaga więcej cierpliwości, pewnej ręki i o wiele więcej praktyki. Zaletą tego sposobu jest możliwość naostrzenia noża pod dowolnym kątem (zazwyczaj jest to przedział od 15 do 30 stopni – patrz rysunek) oraz stosunkowo niższa cena sprzętu. Należy pamiętać o tym, aby przed ostrzeniem zwilżyć kamień woda lub oliwką, co zapobiegnie jego zużyciu (Tak, tak! Kamienie się zużywają).
Ostrzenie na kamieniu (z ang.:freehand – z ręki) przebiega cyklicznie, nie na przemian, jak w przypadku ostrzałek typu V. Najpierw ostrzymy więc jedną stronę krawędzi tnącej aż do uzyskania tzw. zadzioru, czyli tak jakby „wywinięcia” ostrza (patrz rysunek po lewej) na całej długości ostrza – można to sprawdzić przejeżdżając po nim paznokciem, a następnie redukujemy zadzior poprzez ostrzenie drugiej strony krawędzi tnącej. Czynność tą powtarzamy kilkukrotnie, zmieniając kamienie począwszy od największej, do najmniejszej ziarnistości do tego momentu, kiedy uznamy, że nasze narzędzie znów nadaje się do należytego użytku.
Należy pamiętać o tym, aby ostrzona krawędź przylegała do ostrzałki zawsze pod kątem prostym, dzięki czemu uzyskane przez nas mikroząbki będą mniej podatne na wykruszanie, a w efekcie czego nóż będzie dłużej ostry i mniej narażony na powstawanie szczerb. Jest to zresztą zasada uniwersalna (na rysunku po lewej ostrzenie na kamieniu, po prawej na ostrzałce typu v).
Metod na sprawdzenie dobrze przeprowadzonego procesu ostrzenia jest kilka. Jedni przejedżają ostrzem po paznokciu, inni próbują golić nim włosy na rękach. Mój sposób polega na delikatnym naciskaniu ostrza na prostopadle nachyloną kartkę papieru. Jeśli w kilku swoich miejscach przechodzi ono przez kartkę bez problemu, jest to sygnał, że nóż osiągnął zadowalającą dla mnie ostrość.
Ostrzenie na kamieniu nie należy do rzeczy prostych – wiem po sobie, początkowo bardzo ciężko jest utrzymać stały kąt nachylenia ostrza czy stworzyć równomierny zadzior na całej jego powierzchni. Jednak opłaca się nauczyć tej umiejętności – wtedy będąc w terenie, wystarczy zabrać ze sobą niewielkich rozmiarów kamień Arkansas, aby w razie czego móc podostrzyć nóż w chwili wolnego czasu. Są też tacy, którzy twierdzą, że ostrzenie na ostrzałkach typu V pomimo, że jest łatwiejsze, nie ma w sobie duszy. Cóż, nie wiem jak jest z tą duszą, jednak dopóki nie nauczę się ostrzenia z ręki, nie pozbędę się swojej ulubionej Tri-angle za nic w świecie.